Bum! Stowarzyszenie „Duma i nowoczesność” za zgodą MSWiA przeprowadza zbiórkę pieniędzy dla rasisty – zabójcy czarnoskórego działacza politycznego, Janusza Walusia odsiadującego wyrok w RPA. Co na to Joachim Brudziński?
Takim twittem posła Platformy Obywatelskiej politycy i komentatorzy nakręcili kilka lat temu regularną nagonkę na ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Joachima Brudzińskiego za coś, co akurat było poza jego kontrolą, bo w 2014 roku rząd Platformy – i chwała mu za to – zliberalizował ustawę o zbiórkach publicznych, znosząc konieczność uzyskiwania na nie pozwolenia od władzy. Dzisiaj jeśli cel zbiórki jest zgodny z prawem i mieści się w sferze zadań publicznych, rola ministra ogranicza się do wpisania takiej zbiórki na rządowy portal.
Gdyby zatem komentujący pofatygowali się przeczytać coś więcej poza tytułem zbiórki „dla Walusia”, wiedzieliby, że prowadzące zbiórkę i “cieszące się” zasłużenie złą sławą Stowarzyszenie “Duma i Nowoczesność” zbierało na „zakup lekarstw i jedzenia w więziennej kantynie”, a ponieważ taki cel jest i zgodny z prawem, i mieści się w sferze pożytku publicznego jako pomoc społeczna dla osób w trudnej sytuacji, minister Brudziński nie miał żadnej możliwości ani zakazania zbiórki, ani jej zamknięcia, bez względu na to co sądzi o samym Walusiu, i o Stowarzyszeniu „Duma i Nowoczesność”. Można się zżymać, że narodowcy zamiast na chore dzieci, zbierają na chorego Walusia, ale takie ich prawo. Środowisko pozarządowe przez lata walczyło o pozbawienie władzy możliwości decydowania o tym, na jakie cele obywatele mogą wydawać własne pieniądze. Jedni zbierają na stypendium dla alimenciarza i oszusta, inni na leki i jedzenie dla więźnia, a państwu nic do tego. I komu to przeszkadzało?
Niestety, minister Brudziński dał się zakrzyczeć i z powodu jednego jedynego przypadku, na dodatek ordynarnie zmanipulowanego, postanowił zmienić dobre przepisy o zbiórkach, przyznając ministrowi prawo zakazania zbiórki, której cel „byłby sprzeczny z zasadami współżycia społecznego lub naruszał ważny interes publiczny”. Taki zapis-worek pozwoliłby władzy – tamtej i każdej kolejnej – zakazać praktycznie po uważaniu zbiórki na niepodobający się jej cel, bo to minister jednoosobowo decydowałby, co jest „sprzeczne z zasadami współżycia społecznego lub narusza ważny interes publiczny”.
Gdyby zaproponowane na fali tamtego wzmożenia przepisy weszły w życie, Brudziński mógłby zakazać zbiórki na leki dla Janusza Walusia, ale mógłby też zakazać zbiórki na stypendium dla Mateusza Kijowskiego, na pomoc prawną dla Obywateli RP blokujących miesięcznice, na filmowy projekt Tomasza Sekielskiego dokumentujący pedofilię wśród księży, na inicjatywy wspierające uchodźców – proponowany zapis byłby bowiem tak nieprecyzyjny, że dałoby się nim uzasadnić wszystko. A minister miałby prawo nie tylko zakazać zbiórki dopiero planowanej, ale także zamknąć zbiórkę już trwającą, nakazując przekazanie zebranych w niej środków na zupełnie inny cel, co trudno traktować inaczej niż po prostu okradanie ofiarodawców.
Na szczęście dla nas wszystkich, minister ostatecznie nie próbował forsować “Lex Waluś” i zbiórki publiczne zostały po staremu. A tamta historia pozostaje jako jeden z licznych dowodów, dla których trzeba bardzo pilnować, żeby nie tylko władza, ale także opozycja, trzymały się z daleka od przepisów dobrych, nawet jeśli czasami bywają niezadowalająco liberalne. Jako ciekawostkę dodam, że według informacji na portalu zbiórek publicznych organizatorom felernej zbiórki nie udało się zebrać ani złotówki, a w 2019 roku stowarzyszenie zostało rozwiązane przez sąd na wniosek starosty, po reportażu TVN na temat zorganizowanych przez stowarzyszenie “urodzin Hitlera”.
Czytaj też: TVN: Duma i Nowoczesność robi zbiórkę “Dla Walusia”. MSWiA: nie możemy jej zakończyć